-Gdzie się tak śpieszysz?-Usłyszałam za sobą męski głos, przeszukałam szybko wszystkie głosy w mojej głowie, i nie pasował do żadnego. Odwróciłam się szybkim obrotem, stał przede mną rudo-włosy mężczyzna z pociągłą twarzą. Był bardzo podobny do mnie, oprócz nosa który odziedziczyłam po mamie. Nie pewnie przyjrzałam mu się dokładnie, czułam się jak byśmy stali tam wieczność, samotnie i jakby nie było dokoła tych wszystkich nastolatków nie wiedzących kto to. Nie stety ja już wiedziałam...
-Valerie Green?-Zapytał głębokim głosem.
-Yyy. Nie.-Skłamałam.
-Zawahałaś się... To na pewno nie ty? Wyglądasz zupełnie jak ona.
-Przepraszam musiał mnie pan z kimś pomylić- Szybko obróciłam się na pięcie i zaczęłam biec jak najdalej od tam tego miejsca. Wbiegłam do zacienionego korytarza, oparłam się o ścianę i zjechałam po niej do pozycji siedzącej. Z korytarzy obok dochodziły śmiechy i głośne rozmowy innych uczniów. Mijały kolejne minuty a ja nie miałam siły się podnieść, czułam jak łzy płyną po mojej twarzy. Nawet gdy przypomniałam sobie że teraz biologia nie mogłam pójść na lekcje, na pewno nie po tym co się zdarzyło. Trwała już kolejna lekcja. Chwile po tem usłyszałam nawoływania. Nie chciałam aby kto kolwiek mnie znalazł więc skuliłam się jeszcze bardziej. Drzwi do korytarza się otworzyły, uniosłam lekko głowę i zobaczyłam zmartwionego Bena.
-Valerie?-Powiedział cicho. Tylko coś od mruknęłam a on siedział obok mnie i trzymał w ramionach. Nie pytał o co chodziło, nie męczył mnie żadnymi pytaniami. Wyciągnął telefon i wysłał SMS-a do Nicol że mnie znalazł i że nie przyjdziemy już na lekcje.Chwile później niósł mnie na rękach do szatni, wyrwałam mu się i szłam dzielnie sama. W szatni założyłam kurtkę i wyszliśmy ze szkoły. Siedząc skulona w jego samochodzie wypatrywałam do kąd jedziemy, poznawałam drogę ale wolałam się upewnić.
-Do kąd mnie zabierasz?-zapytałam ochrypniętym głosem.
-Do parku, na spacer.
Dalszą drogę pokonaliśmy w milczeniu. Weszliśmy do parku, zabrał mnie do tej części której nigdy wcześniej nie widziałam. Usiedliśmy na ławce i długo siedzieliśmy w ciszy. W pewnym momęcie złapał mnie za ręce, i wstał. Poszłam za nim, a on podniósł mnie jak bym była jakimś piórkiem i zaczął się ze mną kręcić.
-Wariacie postaw mnie.-Krzyczałam. Nagle się przechyliliśmy i wylądowaliśmy w stercie liści. Leżąc obok niego mogłam mu się bardziej przyjrzeć, musnęłam jego policzek moją zmarzniętą dłonią. Ben podniósł się na ręce i pocałował mnie w usta. Tak jak jeszcze nikt tego nie robił, zawsze się bali że im przywalę. Uśmiechnęłam się do niego i próbowałam mu skraść buziaka ale się nie udało bo odchylił się w tył i zaczął śmiać tak głośno że wypłoszył ptaki siedzące na drzewach.
Możliwe że krótki . ale trudno ; DDD
I lufff
Nie rozumiem kilku rzeczy. Dlaczego spotkanie jak mi się wydaje z ojcem, było takim traumatycznym przeżyciem? Dlaczego oni po dwóch dniach znajomości już się całują? Ogólnie rzecz biorąc, akcja za szybko się toczy.
OdpowiedzUsuńHmm . co do ojca . to ona boi się tego spotkania bo jej ojciec zawsze był takim hmm.... no nie wiem jak to ująć x D ale poprostu on sie przespał z jej matka ona sie dowiedziała ze jest w ciazy i on uciekl i zaczął pić. a co do 2 too... jak ogladalas lub czytałas zmierzch tam po kilku dniach jak sie za kumplowali tak bardziej to juz byli parą praktycznie ; p Pozdrawiam ; **
OdpowiedzUsuńNo widzisz i to właśnie musisz napisać, bo skąd czytelnik ma wiedzieć, czemu ona sie boi? No tak, ale sama pomyśl poznajesz chłopaka i po dwóch dniach sie z nim całujesz, mogłabyś tak, bo ja raczej nie ; D Czekam na dalszą część.
OdpowiedzUsuńheh . . . zależy od chłopaka x D
OdpowiedzUsuń